Maratończyk - Phytopharm 2:2
Z jednej strony niedosyt, a z drugiej zadowolenie. Tak w skrócie można ocenić nastroje Maratończyków po wczorajszym spotkaniu z Phytopharmem Klęką.
Zacznijmy jednak od początku. Pierwsze spotkanie ligowe w tym roku lepiej zaczęli gospodarze z Brzeźna, którzy dość mocno zaatakowali bramę Phytopharmu i wydawało się kwestią czasu aż obejmą prowadzenie.
Stało się jednak inaczej, bo to goście objęli prowadzenie. W 8 minucie bramkę po sporym błędzie Roberta Gauzy zdobył Mateusz Nowak. Nasz bramkarz źle obliczył tor lotu piłki i minął się z nią. Wykorzystał to napastnik gości, który mając przed sobą pustą bramkę nie mógł się pomylić.
Maratończyk starał się odrabiać stratę, ale ich gra nie miała już takiego polotu jak w pierwszych minutach, a sama gra w ofensywie nie kleiła się.
Na domiar złego Klęka podwyższyła prowadzenie. W tej akcji swój popis dał sędzia asystent, który uznał bramkę z 2 metrowego spalonego. Nie będziemy się jednak nad nim rozczulać. Szkoda tylko, że WZPN daje na linię tak mało kompetentnych sędziów, którzy utrudniają pracę nie tylko zawodnikom, ale także głównemu arbitrowi.
Druga połowa zaczęła się od szturmu na bramkę Klęki, która ustawiła autobus w swoim polu karnym. Ten dzień w drużynie Maratończyka należał jednak do Marka Okarmy.
Najpierw pokonał bramkarza 51 minucie spotkanie, a 20 minut później wyrównał stan meczu. Po raz kolejny Maratończyk pokazał swój charakter odrabiając stratę i walcząc do końca.
Remis nie zadowalał żadnej ze stron, ale to Maratończycy byli bliżej zdobycia bramki, ale dogodnych sytuacji nie wykorzystał Pelczyński i Filusz, a po strzale Hoffmanna piłkę z linii bramkowej wybił jeden z obrońców.
Jak zostało powiedziane na początku. Nastroje po meczu są odmienne, bo z jednej strony czujemy, że mogliśmy, a nawet powinniśmy to spotkanie wygrać. Z drugiej jednak jesteśmy zadowolenie z udanej pogoni.
Komentarze