Maratończyk Brzeźno - Jurand Koziegłowy 2:1 (1:)
Wielki "comeback" Maratończyka stał się faktem. To co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się niemożliwe stało się faktem. Maratończyk "oszukał przeznaczenie".
Od początku spotkania przewagę mieli goście, którzy zdecydowanie częściej byli w posiadaniu piłki, ale nie potrafili przedrzeć się przez dobrze ustawioną linię obrony Maratończyka. Plan zespołu z Brzeźna wydawał się prosty. Wykorzystać jedną z kontr, które raz po raz się zdarzały. Jedną z takich sytuacji udało się wykorzystać i w 30 minucie piłkę w bramce umieścił Marek Okarma. Cel na pierwszą połowę został wykonany w stu procentach. Maratończyk dobrze grał w obronie i prowadził jedną bramką.
Druga połowa to odbicie lustrzane pierwszej. Maratończyk nadal był w defensywie i nie pozwalał na zagrożenie bramki strzeżonej przez Gauzę. W dodatku w 70 minucie prowadzenie zostało podwyższone. Kolejny raz zawodnicy z Brzeźna wykorzystali jeden z kontrataków. Nerwowo zrobiło się w samej końcówce. W 83 minucie Jurand zdobył bramkę z rzutu wolnego i złapał kontakt z gospodarzami. Do końca spotkania jednak nic się nie stało i Maratończyk pokonał Jurand 2:1 i utrzymał się w A-Klasie.
Zasada takich meczów, podobnie jak i finałów jest prosta: "Takich spotkań się nie gra, takie spotkania się wygrywa". Można mieć kilka uwag do gry Maratończyka, który zagrał bardzo defensywnie, ale to spotkanie miało tak właśnie wyglądać. W ostatnich meczach uratował nas przede wszystkim trener, który zjednoczył nas i przywrócił bardzo ważny aspekt piłki nożnej czyli charakter z którego zawsze znani byli Maratończycy.
Komentarze